Rejestracja
Forum Dorota Doda Rabczewska i Radek Majdan Strona Główna
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj
Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  Forum Dorota Doda Rabczewska i Radek Majdan Strona Główna » Doda w prasie

Autor Wiadomość
XxWiolaxX




Dołączył: 17 Lis 2007
Posty: 12 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Skrzyszów City xP

PostWysłany: Sob 21:30, 17 Lis 2007 Back to top

Ja też sie zgadzam w 100% z antyfanem!!!! Fani Dody są tak samo żałośni jak Ona sama..To pusta dziwka i do podlogi ?!!!A na dodatek "MA RYJ JAK PÓŁ DUPY"!!!!!!!!!!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
myszka




Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 15 Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:16, 10 Kwi 2008 Back to top

O Dodzie jest bardzo dużo artykułów na plejada.pl


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
myszka




Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 15 Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 13:43, 16 Kwi 2008 Back to top

Doda u Hefnera [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
myszka




Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 15 Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 21:42, 17 Kwi 2008 Back to top

A tutaj coś dla miłośników motoryzacji i Dody
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dusia
Gość





PostWysłany: Pią 12:20, 18 Kwi 2008 Back to top

bardzo mi sie podobaja zdjecia dody na plejadzie,u moniki wygladala super..
myszka




Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 15 Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 13:41, 18 Kwi 2008 Back to top

W ogóle odnoszę wrażenie przeglądając te wszystkie portale plotkarskie, że plejada ma najwięcej informacji o Dodzie, ale nie plotek obrażających jej osobę, tylko normalne artykuły czy filmiki.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
muss
Gość





PostWysłany: Pią 23:00, 18 Kwi 2008 Back to top

zgadzam sie.Nie tylko o Dodzie.Mniej tam plotek i sensacji a za to wiecej sprawdzonych informacji i ladne zdjecia.
kubuś i templariusze
Gość





PostWysłany: Sob 12:32, 03 Maj 2008 Back to top

Na królową

Królowa przyjedzie, do nas, uwierzysz? Podobno to nie zdarza się nam – tak śpiewał bart miejski, podobno nasza droga wiedzie prosto w dół bez ani jednego mrugnięcia okiem i bez ani jednej chwili szczęścia. A jednak nie, Królowa przyjedzie.
Znam ją lepiej niż kogokolwiek innego, zresztą w naszej małej grupie, naszej halucynogennej sekcie znamy ją wszyscy lepiej niż nasze siostry, niż nasze matki, ojców i nauczycielki od hiszpańskiego. Lepiej niż nasze dziewczyny, które czasami zgadzają się uklęknąć, wtedy wyobrażamy sobie, że to ona, Królowa klęczy. Nigdy by nie uklękła, w ogóle nigdy by na nas nie spojrzała, ale to nie ma znaczenia.
Jest dziesiątą symfonią Beethovena, jest wysprejowanym mane tekel fares, samowypisującym się na ścianie podpisem, dźwiękiem pękającej pończochy, zapachem ostatniego tulipana na postapokaliptycznej łące. Jest Królową absolutną.
Gdy nie mogę zasnąć, myślę o niej, gdy chce mi się spać, myślę o niej i zaczynają mi się lepić dłonie. Ma kretyński, kompletnie wyzuty ze smaku wygląd. Jest absolutną esencją antysmaku, antyestetycznym maksimum globalnym, ten nasz ocierający się o boskość biały łabędź.
Za to wszystko ją kochamy, za wszystko jeszcze bardziej.
Jestem na mieście, jest kwiecień, ten czwarty miesiąc, który zaczyna się dniem żenujących dowcipów. Wracam ze szkoły z zajęć fakultatywnego nauczania matematyki, dzięki którym za miesiąc mam pisemnie potwierdzić moją dojrzałość emocjonalno-umysłową. Już za miesiąc. W dłoni poci się niebieska teczka, słońce świdruje w nosie, kurz zmieszany z dymem unoszący się spod kół olbrzymiastych tirów utwardza mi włosy.
Blokuję się, grzęznę w chodniku wpatrując się w wielki, wiszący na obdrapanym murze plakat. Przecieram, pocieram oczy, aż zaczynają łzawić.
Nie mogę uwierzyć, nie ufam przecież Bogu, a to mogłaby być tylko jego sprawka. A jednak, Królowa przyjedzie.
Będzie festyn, będzie jarmark, będzie weekend majowy z grzanym piwem, watą cukrową i Królową. Wracam biegiem do domu i obdzwaniam, obskajpowuję, obgiegowuję wszystkich członków naszego małego fanklubu, naszej skromnej, synkretycznej sekty.
Wszyscy wpadają w szał, w amok, w histeryczną, furystyczną ekstazę radości. Ja też wpadam i przez całą noc nie mogę zmrużyć oczu, dłonie pocą się, wszystko się lepi, jestem w siedemnastym niebie. Daleko dalej.
Przygotowujemy się. Przeglądamy wieczorami zdjęcia, wywiady, teksty. Zamawiamy koszulki z jej podobizną, malujemy wielki transparent. Układamy okrzyk, ba, nawet piosenkę na jej cześć. Każdej kolejnej nocy powtarzam do poduszki: „Kocham Cię!”. Mam zamknięte oczy, czuję jej długie, lśniące, jasne włosy, jej słodki zapach i słyszę złośliwe, pełne jadu słowa, którymi odgania wszystkich tylko nie mnie. Całuję mocno, mocno moją poduszkę. Przewraca mi swoim językiem w ustach, chociaż nie wiem, jak to możliwe. Jestem zakochany, jestem szczęśliwy. Wkrótce się spotkamy i, wbrew temu, co mówią, będzie happy end.
Plastuś zaczął chodzić na siłkę, ma trzy tygodnie, by przerodzić się w herkulesa w okularach. Dzięcioł wysyła do niej każdego dnia po kilkanaście maili pisząc, że nie może doczekać się jej występu w naszym zafajdanym, zarzyganym miasteczku. Gil jest codziennie na kleju – ze szczęścia.
A ja? Ja o niej myślę, bezustannie. Dotykam jej przez sen. Odgrywam teatralne sceny naszych pierwszych rozmów, naszych pocałunków, bo musi mnie pokochać, Królowa jest specjalnie dla mnie, po to Bóg nauczył ją śpiewać i robić z siebie idiotkę – po to, by śpiewała mi na dobranoc i była moją prywatną idiotką.
To będzie piękne majowe popołudnie, słońce weźmie amfetaminę i będzie świeciło, jak nigdy wcześniej. Podejdę do niej, powiem tylko zdanie, tylko jedno, kurewsko dobre zdanie i wszystkie ptaki spadną z zazdrości z drzew. Zakocha się na zabój.
Wiesz, że ona ma piekielnie wysokie IQ? Że urodziła się w tym samym znaku zodiaku, księżycu, ascendencie, domu, co ja? Jesteśmy dla siebie stworzeni, ja i moja zapluta sławą, pieniędzmi, warstwami pudru, podkładów, silikonu teatralna idiotka. Kocham ją.
Rzeczywiście, dzień jest śliczny. Wstaję skoro świt, biorę długą kąpiel i nie szczędzę piany, soli, olejków zapachowych. Robię wszystko najwolniej i najdokładniej jak się da, na głowie układam każdy włosek, wkładam kupione specjalnie na to popołudniu spodnie i okulary przeciwsłoneczne. Sam bym się w sobie zakochał. Gdybym był gejem.
Czas jest trochę ociężały, robi mi, skubaniec, na złość, zatrzymuje się chwilami, ociąga się, leni. Nie chce mu się, gdzie i za ile ?, trochę podejść naprzód. Złośliwiec.
Ale wreszcie, prędzej, czy później musi zrobić się szesnasta, muszą zostać już tylko dwie godziny, dwie pełne sześćdziesiątki do mojego samourzeczywistnienia, do absolutnego oświecenia. Wyciągam z teczki mój bilet, żegnam zahipnotyzowanych telewizyjnym serialem rodziców, wychodzę.
Na mieście jest tłoczno, chyba przyjechali z całego powiatu, z województwa, nie, z całego kraju, a nawet zza oceanu. Dziwisz się?! To przecież Królowa maluczka wszo! Wszyscy chcą ją zobaczyć.
Z chłopakami widzimy się wcześniej, na ulicy Gil częstuje nas torebką z butaprenem, by lepiej się słuchało i patrzyło, Puder z kolei, po którym w ogóle się nie domyślaliśmy, też jest odszykowany i nie może jej się doczekać. Częstuje nas, mówi, że będziemy tańczyć jak roboty ze startreka. Suniemy przez miasto. Wiedzieliśmy, że w tym naszym uwielbieniu nie jesteśmy sami, że inni też mogą ją kochać, ale że aż tak? Że będą na mieście setki przyjezdnych dziewuch ubranych zupełnie jak ona? Że będą całe drużyny piłkarskie z koszulkami nadrukowanymi jedynką i jej nazwiskiem? Miałeś pojęcie, że premier w swoim długaśnym (rekompensującym chyba długość jego fiutka?) aucie przyjedzie i będzie próbował na bramce przecisnąć się ze skitranym piwem? gdzie i za ile ?, o tym żaden z nas nie miał pojęcia.
Tachamy nasz transparent, jest trochę skromny w obliczu tych flag rozwieszanych z balkonów, z balonów, którymi najwięksi desperaci wzbili się w powietrze nad torem kolarskim. Jest słońce, jest wiatr, jest muzyka.
Jakiś gonio rozgrzewa atmosferę, kupujemy po gofrze i przeciskamy się przez tłum. Jeszcze dwadzieścia minut, trzeba zająć miejsce zanim spadną z nieba, jak ptasie kupy, karki i ich deliryczne, błyszczące laski.
Rozpościeramy transparent, drętwieją nam trzymane w górze łapy, czekamy. Zaciskamy zęby i czekamy.
Jest dwudziesta pierwsza dziesięć, wieczór wtrynia się na niebo, gasi oddające ostatni, różowy oddech słońce i jesteśmy gotowi. Dziesięć tysięcy osób (jedna czwarta populacji naszego miasta) w ułamku sekundy cichnie. Faceci oddalają puszki piwa od ust, dzieci wyjmują z buzi lizaki, laski i staruszki wypinają jędrne i niejędrne, prawdziwe i sztuczne piersi. Każdy chce wypaść jak najlepiej.
Jest tam. Taka, jak ją znamy, dokładnie taka. Od razu wybija do samego przodu, staje na brzegu sceny i macha do nas. Jestem pewien, że machała do naszej piątki, naszego fanklubu, który dźwiga wielki, jeden z kilkunastu na tafli stadionu transparentów. Płyną jej pierwsze słowa, płyną to zbyt wulgarne określenie na tę okazję. One lewitują, przemieszczają się na latającym dywanie ciepła i serdeczności jej głosu. Podskakują na muldach lekkiej chrypki i zaraz rzuca jakiś dowcip, jakąś ciętę kwestię. To ona, moja ukochana. Ukochana Gila, Plastusia, Dzięcioła i jak się okazało nawet Pudra. Jak się okazało jeszcze dziewięciu tysięcy dziewięciuset dziewięćdziesięciu pięciu osób.
Jej zespół (a chuj mnie obchodzi jej zespół) zaczyna coś pląsać, jakieś nuty płyną, ale nie mają dla nas większego znaczenia. Ona i tylko ona. Jej śpiew, jej nogi napinające się pod krótką spódniczką, jej podskakujące cycki przy co żywszych fragmentach wokalizy.
Po kilku kawałkach odkładamy transparent na ziemię, zupełnie dajemy się porwać atmosferze, klaszczemy, skaczemy, śpiewamy razem z nią.
Mówi do mnie, zachęca mnie, bym śpiewał refren, bym klaskał w rytm.
Trzymam się jakoś z tyłu, za chłopakami. Patrzą w nią jak w obrazek, przecież cały tłum tak samo patrzy i wywraca usta językiem, sztywnieje lub wilgotnieje w spodniach. Trzymam się za chłopakami, widzę ich podrygujące czupryny i nie uwierzysz, po siódmym kawałku przestaję się ruszać.
Nie podryguję, nie ruszam ani ręką, ani nawet nie wodzę za nią oczami. Jeśli jest na wprost, to okej, patrzę, a jeśli nie, to chuj z tym, patrzę na to, co jest na wprost.
Jestem jedynym w stadzie otępiałych, przeszytych przez uszy nicią transu królików. Jestem jedyny, który stoi i się krzywi. Dlaczego, gdzie i za ile ?, zacząłem się krzywić? Dlaczego sięgnąłem do kieszeni i jakim cudem, jakim cudem znalazłem tam, gdzie i za ile ?, moją piklówę?
Podnoszę prawą rękę w górę, Królowa śpiewa refren pierwszego hitu, który widziałem w telewizji. Lewą ręką nakładam na gumkę agrafkę. Jakim cudem miałem przygotowaną agrafkę?! Jest dwadzieścia metrów ode mnie, słyszę dźwięk podskakujących cycków, dźwięk ocierających się o siebie ud i opadających na nagie ramiona jasnych włosów.
Lewą rękę oddalam, napinam, napinam, przytrzymuję dłużej przy samym oku. Wszyscy szaleją, biją brawo, klaszczą. Trzymam rękę i czekam na jej słowa. Ma teraz szansę, ostatnią szansę. Niech stamtąd zejdzie i przyjdzie tutaj. Niech mnie za wszystko przeprosi. Za wszystkie, gdzie i za ile ?, stresy, wstydy, za to, że matka nie puszcza mnie na dyskoteki, za to, że Monika nie chciała ze mną chodzić, że ona, gdzie i za ile ?, pizdnięta Królowa, ze mną nie mieszka i nie liże się ze mną. Niech tu teraz, gdzie i za ile ?, podejdzie i się liźnie, bo jak nie. Jak nie, to zobaczysz. Trzymam rękę przy oku, gumka jest tak napięta, że można by na niej zagrać Marsz Turecki w wersji techno. Zaczyna kolejną piosenkę, jak gdyby nigdy nic, zaczyna kolejną piosenkę. Robi pajacyka, pokazuje ludziom, jak klaskać, śpiewa refren.
Przy trzeciej powtórce krótkiej frazy refrenu palce same się rozluźniają, palce lewej dłoni rozluźniają się i zanim dotrze do mnie syk zwolnionej gumki, świst wystrzelonej z wielką siłą agrafki, ona łapie się za oko, potyka się i przewraca na ziemię.
Robi się gorąco, robi się chaos i apokalipsa. Wszyscy kołują, łapią się za głowy, kompletnie tracą rezon. Tylko ja, tylko ja umiem zachować zimną krew i przeciskam się w jej kierunku przez tłum. Odpycham moich kumpli i mówię „Idę ją uratować”. Kilkanaście sekund później jestem już pod sceną, chwytam się wystających, przyrdzewiałych śrub podtrzymujących metalowe rusztowanie i kilkoma zwinnymi ruchami wspinam się na górę.
Faceci przy instrumentach jeszcze nie zdążyli ochłonąć. Tylko perkusista się podniósł i krzyczy jak małe dziecko – „Lekarza! Lekarza!”.
Jestem na górze, przez ułamek sekundy spoglądam na szalejący tłum i jestem pewien, że to to. Że na to czekałem, że to moje miejsce ponad dziesięcioma tysiącami poddanych. Królowa wije się na podłodze, ściska ręką oko i wrzeszczy, ryczy raczej – „Zróbcie coś! Wyrwało mi oko, zróbcie coś do kurwy nędzy, gdzie jest jakiś lekarz??!”.
Podchodzę do stojącego nad nią mikrofonu. Stawiam mojego białego adidasa kilka centymetrów od jej nosa i wolno mówię do tłumu.
„Spokojnie, miałem w szkole kurs pierwszej pomocy, zaraz się nią zajmę. Bądźcie, gdzie i za ile ?, cicho i pozwólcie mi się nią zająć!”.
O dziwo, ludzie cichną, jakby w jednej chwili te słowa roztoczyły nad nimi kokon bezpiecznego, dziecinnego wózka, którym przewiozę ich przez bagno, jakby strach wystraszył się mojej karykaturalnej, uzbrojonej w szerokie spodnie postury.
„Uspokój się, nie wygląda to aż tak źle, zaraz sobie z tym poradzę…” – schylam się nad nią, przytrzymuję jej ręce, by przestała wierzgać.
„Wiesz, co robić? gdzie i za ile ?, zrób coś, proszę Cię!” – beczy.
„Oczywiście, że wiem, co robić, miałem kurs pierwszej pomocy. Zawsze trzeba zacząć od sztucznego oddychania.”.
Tak kocha siebie, do tego stopnia, że w obliczu krwawiącego oka, zupełnie przestaje myśleć. Otwiera usta i zamyka oczy. Całuję się z nią, dokładnie tak, jak nauczyła mnie poduszka, tym razem jednak włosy pachną brzoskwiniami i solą. A więc pocałowałem ją, pocałowałem Królową i teraz czas na ładny koniec. Za to wszystko co mi zrobiłaś, a raczej za to, czego mi nie zrobiłaś, za to, że musiałem o Tobie czytać, gdzie i za ile ?, codziennie przeskrolowywać dziesiątki stron z plotkami, oglądać wieczorne tokszoły w nadziei, że się pojawisz, że powiesz cokolwiek w programie o cyrkowcach, za to przestajesz być Królową, zdziro. Za to ja zostaję Królem.
Gdy lizanie się z nią zaczyna mnie nudzić, gdy cisza i szacunek emanujące znad tłumu są na tyle wyraźne, że jestem gotowy przyjąć w spadku to wszystko, co ona mi zostawi, odrywam usta od jej ust. Oko nadal krwawi, przesuwa dłoń, odsłania je, jakby w nadziei, że teraz usunę z niego stercząca agrafkę. Ni chuja, teraz, zdziro, czas na masaż serca. Pamiętasz na lekcji Przysposobienia Obronnego? Trzydzieści uciśnięć, dwa wdechy? No to czas na uciśnięcia. Wciskam, wciskam. Za szybko, za wolno, nie tu.
Przestaje się ruszać. Wstaję powoli do mikrofonu, poprawiam moją bluzę z kapturem i ściszonym, poważnym głosem mówię: „Niestety, straciliśmy ją…”.
Możesz sobie wyobrazić, co dzieje się z tłumem. Wyobraź sobie wszystko, dosłownie wszystko.
„Ja dokończę, dokończę.” – mówię po chwili do mikrofonu i odwracam się do zespołu. Cztery razy pstrykam palcami i zaczynają grać. Śpiewam pierwszy wers i czuję, jak zostaję Królem.
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin